wtorek, 6 grudnia 2016

Szansa



            Kiedy dwudziestego trzeciego grudnia Harry otworzył swoje zielone oczy i wyjrzał za okno, z radością zauważył, że w nocy spadł śnieg. Nie było go może zbyt wiele, ale w żadnym stopniu nie zmniejszyło to jego podekscytowania.
            Wstał z łóżka i przez dłuższą chwilę patrzył z zachwytem na zimowy krajobraz. Słońce pięknie oświetlało drzewa pokryte białym puchem. Harry westchnął i skierował swe kroki do kuchni, by przygotować sobie śniadanie.
            Był tak podekscytowany dzisiejszym dniem, że już pół godziny później kierował się do stacji metra Leicester Square Station, by dotrzeć do Covent Garden. Wiedział, że tam znajdzie odpowiednią choinkę o jakiej marzył. Dużą i cudownie pachnącą jak święta.
W metrze było jak zawsze o tej porze dnia dużo ludzi, ale Harry uśmiechał się do wszystkich i kiedy już wysiadł na właściwej stacji, prawie w podskokach udał się na miejsce swoich zakupów.

            Louisa znowu obudziła kłótnia współlokatorów na dole. Spojrzał na zegarek i westchnął rozdzierająco zakrywając twarz poduszką. To już kolejny raz w tym tygodniu! Na powrót do snu nie było większych szans, szczególnie, że krzyki z dołu przybierały na sile, więc stwierdził, że równie dobrze może już wstać. Powoli zwlekł się z łóżka i wciąż zaplątany w pościel, podążył do łazienki. Był niewyspany, a do tego wizja pracy do samych świąt w nienormalnych godzinach przyprawiała go o mdłości. Niestety nie mógł z niej zrezygnować, to była jedyna możliwość, by po śmierci rodziców opłacić swoją część rachunków i móc kontynuować studia. Został mu ostatni rok, szkoda byłoby rezygnować teraz. Westchnął jeszcze kilka razy, zanim gorący prysznic zmył z niego resztki snu. Pijąc kawę przy odrapanym blacie kuchennym, wpatrywał się w kalendarz powieszony obok lodówki i próbował zignorować współlokatorów. W sumie mógł dzisiaj pojechać na Covent Garden i wybrać jakąś małą choinkę, było raczej mało prawdopodobne, że będzie miał na to czas później, a nie chciał obchodzić świąt i swoich urodzin bez niej. Wstawił kubek z resztkami kawy do zlewu, stwierdzając, że umyje go później i chwilę później, ubrany w ciepły płaszcz i granatową beanie szedł w stronę najbliższego przystanku autobusowego.

            Kiedy Harry dotarł do Covent Garden z niedowierzaniem wpatrywał się w tłum ludzi wędrujący po galerii handlowej.
            Od razu skierował swoje kroki do sklepu o niewyszukanej nazwie "Christmas Forest". Sprzedawali tam nie tylko choinki, ale też świąteczne drzewka i wielobarwne stroiki.
            Kiedy wszedł do środka okazało się, że sklep jest prawie pusty, a na sprzedaż została tylko jedna średniej wielkości choinka.
Kiedy podchodził już do lady, usłyszał głos.
- Dzień dobry! Czy dostanę może jeszcze choin... och. - Louis wpatrywał się w chłopaka stojącego przy ladzie. Miał niesamowicie zielone oczy i kilka loczków wystających spod czapki. Wyglądał jak uosobienie świąt.
- Bardzo mi przykro. - Dobiegł go głos sprzedawcy. - Została tylko ta jedna. Dzisiaj rano miała być dostawa, ale kierowca utknął w korkach, przy Basingstoke był jakiś wypadek...
Kiedy zielonooki usłyszał ten dość wysoki jak na mężczyznę głos, odwrócił się i spojrzały na niego najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widział. Obok niego stał drobny chłopak w granatowym płaszczu. Był piękny, miał delikatne rysy twarzy, a spod jego beanie wystawało kilka kosmyków karmelowych włosów. Jego serce przyspieszyło gwałtownie, a w brzuchu rozszalało się stado motyli. Zignorował to jednak i uśmiechając się szeroko powiedział:
- Dzień dobry, to chyba mamy kłopot, bo ja też chciałem kupić choinkę.
- Och... No cóż, był pan pierwszy. - Wzruszył ramionami. - I tak będę sam, wystarczy mi jakiś stroik. A może współlokatorzy kupią choinkę? - Jak już przestaną się kłócić... - Hm... W takim razie poproszę tamto małe drzewko. - Wskazał malutką choinką przyozdobioną kilkoma ozdobami w kształcie gwiazdek. Wysupłał z portfela banknoty i odłożył na chwilę portfel na półeczkę pod ladą, odbierając reklamówkę od sprzedawcy. - Dziękuję i wesołych świąt! - powiedział i uśmiechnął się jeszcze do uroczego chłopaka z lokami.
            Harry przesunął się na miejsce, które przed chwilą zajmował niebieskooki chłopak.
- Poproszę tą choinkę w takim razie - powiedział uśmiechając się szeroko. Oczami wyobraźni już widział to śliczne drzewko stojące w jego salonie.
Oparł dłonie na półeczce pod ladą, czekając aż sprzedawca zapakuje jego choinkę. Wtedy pod palcami wyczuł portfel.
- Czy poza tym chłopakiem w granatowym płaszczu był ktoś u pana w ciągu ostatniej godziny? - zapytał płacąc za drzewko.
Sprzedawca podrapał się po brodzie.
- Kilka osób pytało o choinki, ale nikt nie wchodził głębiej, czemu pan pyta? - Podał mu drzewko. - Wesołych świąt.
- Nic takiego. - Schował portfel chłopaka do kieszeni płaszcza postanawiając sobie, że jak tylko wróci do domu sprawdzi czy nie ma tam jakichś informacji, które mogłyby go naprowadzić gdzie on mieszka albo przynajmniej numer telefonu, dzięki któremu mógłby się z nim skontaktować.
Harry odebrał swoje zapakowane drzewko.
- Wesołych świąt - powiedział, po czym opuścił sklep.
Zrobił jeszcze ostatnie zakupy spożywcze po czym wsiadł do metra, by wrócić do domu.
            W mieszkaniu rozpakował wszystko po czym umieścił choinkę na stojaku wraz z wiaderkiem wody. Potem otworzył portfel, by sprawdzić, czy znajdzie tam adres lub telefon do jego właściciela. Szczęście mu dopisało, ponieważ znalazł awizo z poczty, na którym umieszczone były wszelkie potrzebne mu informacje.

            Louis dopiero na przystanku zorientował się, że zostawił portfel w sklepie. Z przerażeniem uświadomił sobie, że miał w nim pieniądze na najbliższe rachunki i wszystkie dokumenty. Klnąc pod nosem, zdyszany, wpadł do sklepu. Sprzedawca uśmiechnął się na jego widok.
- Dzień dobry, choinki właśnie dotarły! Może pan teraz którąś wybrać.
- Nie chodzi mi o choinkę! - wydyszał Louis. - Portfel. Zostawiłem tutaj portfel. - Coś ścisnęło go w sercu, gdy zauważył pustą półeczkę pod ladą. - Czy nikt nie znalazł portfela?
- Przykro mi, nikt nie oddał mi żadnego portfela. - Sprzedawca smutno pokręcił głową. - Może wypadł panu przed sklepem?
Louis zakrył usta dłonią. Ten chłopak z lokami... Musiał go wziąć! Zdruzgotany wrócił do domu, nie wiedząc co ma dalej zrobić. Poza tym zbliżały się jego godziny pracy.
Te święta będą koszmarne... - pomyślał trzaskając drzwiami wejściowymi.
Harry nie tracąc czasu wziął do ręki telefon i wpisał, jak zdążył się dowiedzieć, numer Louisa Tomlinsona, po czym niecierpliwie oczekiwał na połączenie.
- Słucham? - Usłyszał w słuchawce zmęczony, nieco płaczliwy głos.
- Dzień dobry, nazywam się Harry Styles, czy rozmawiam z panem Louisem Tomlinsonem?
- Uhm, tak, przy telefonie. - Dało się słyszeć jakiś szmer i krzyk, a potem trzaśnięcie drzwiami.
- Spotkaliśmy się dzisiaj w sklepie z choinkami w Covent Garden. Kupował pan stroik z gwiazdkami, zostawił pan portfel i chciałem zapytać w jaki sposób mógłbym go panu jak najszybciej dostarczyć?
- O rany, znalazł pan mój portfel? - spytał nienaturalnie wysokim głosem. - Dziękuje, ja... - westchnięcie - właściwie zaraz powinienem wychodzić do pracy.
- Jeśli to nie problem, mogę przyjechać do pańskiej pracy, by oddać portfel.
- Uh, pracuję jako kelner w Nightjar, wie pan gdzie to jest?
- Nie, nie bardzo, jak mogę tam się dostać z Russell Street?
- Najlepiej pojechać 243 ze stacji Aldwych Drury Lane i wysiąść na Old Street. Stamtąd będzie pan już widział bar.
- W takim razie zaraz wyjdę z domu i zobaczymy się w barze - powiedział Harry żegnając się i kończąc połączenie. Był bardzo podekscytowany tym, że niedługo znowu zobaczy Louisa i już pół godziny później dotarł na miejsce.
            Bar nie zrobił na nim dobrego wrażenia, był ciemny i nie prezentował się najlepiej.
Harry podszedł do lady gdzie stał barman o nieszczególnie przyjaznym wyglądzie.
- Szukam Louisa Tomlinsona, pracuje tutaj - powiedział.
Zblazowany mulat uniósł na niego wzrok.
- Szukasz Tommo? - prychnął. - Kim ty niby jesteś, jego fagasem?
Harry spojrzał na niego ze zdumieniem, po czym odwrócił się do niego plecami i napisał smsa do Louisa.
"Dobry wieczór, tu Harry, jestem już w barze."
"Stań gdzieś przy barze, zaraz będę." - Dostał po chwili.
"Właśnie tam stoję, jestem odwrócony plecami do barmana." - Napisał.
Nie dostał odpowiedzi, ale już kilka minut później zobaczył Louisa zmierzającego w jego kierunku z rękami wbitymi w kieszenie.
- Dobry wieczór. - Podał mu dłoń.
- No Tommo, twój facet? - Dobiegł ich rechot zza baru. - Nie musicie się krygować, każdy wie, że bierzesz w tyłek!
Harry kompletnie zignorował Mulata całą swoją uwagę skupiając na Louisie.
- Proszę, to twój portfel, sprawdź czy masz wszystko - powiedział podając mu jego zgubę.
Ich dłonie zetknęły się przez chwilę, a wzdłuż kręgosłupa zielonookiego przeszedł przyjemny dreszcz. Harry zauważył również, że chłopak ma drobne i delikatne dłonie. Zrobiło mu się gorąco kiedy pomyślał co mogłyby z nim zrobić.
Louis szybko sprawdził zawartość portfela i odetchnął z ulga, gdy okazało się, że wszystko jest w porządku.
- Dziękuje, to dla mnie bardzo ważne... Mogę zaproponować ci piwo, Zayn zaraz kończy... - wymamrotał chłopak.
- Chętnie - powiedział Harry uśmiechając się tak szeroko, że ukazały się jego dołeczki.
Louis aż zaniemówił na chwilę.
- Oh, jasne. Zaraz wracam. - Posłał mu uśmiech i podążył w stronę baru. Widać było, że rozmawia o czymś z Zaynem, po czym spuszcza głowę, gdy ten wybucha śmiechem. W końcu zjawia się z kuflem piwa dla Harry'ego i szklanką wody dla siebie. - Przepraszam, że tak długo to trwało. Nie mogę pić w pracy - wyjaśnia na pytający wzrok chłopaka z lokami.
Harry rozpływał się widząc ten cudowny uśmiech niebieskookiego chłopaka.
- Nic nie szkodzi, praca to praca. - Uśmiechnął się do niego ciepło. - Co robisz poza pracą, studiujesz coś? - zapytał z zaciekawieniem. - Ja jestem na przedostatnim roku fotografii - powiedział.
- Studiuję aktorstwo - przyznał cicho, unikając jego spojrzenia. Nie mógł być chyba bardziej gejowski.
- Och. - Zielonooki westchnął uśmiechając się promiennie. - Musisz być bardzo utalentowany, na tego rodzaju uczelnie nie przyjmują byle kogo.
Louis wzruszył ramionami.
- Możliwe - wymamrotał obejmując kubek dłońmi. Kiedyś rzeczywiście był z tego dumny i wiązał swoje życie z teatrem. Później, kiedy jego orientacja wyszła na jaw nie było już tak kolorowo.
- Hej, co się dzieje? - zapytał z troską.
- Nic takiego, po prostu nie jestem już z tego tak dumny, jak kiedyś.
- Jakby jeszcze było z czego! - Przy ich stoliku pojawił się Zayn. - Zastępujesz aktorki, kiedy mają okres i nie mogą pojawić się na planie? - Zarechotał brzydko. - Zostało wam piętnaście minut. - Rzucił na stół brudną ścierkę. - Jeśli planujesz dać mu dupy na zapleczu, chociaż wytrzyjcie po sobie podłogę. - Wciąż się śmiejąc, wycofał się za ladę.
Chwilę później rozdzwonił się telefon Harry'ego.
- Przepraszam na chwilę - powiedział oddalając się w kąt baru. Jego towarzysz tylko krótko kiwnął głową. Harry zerknął na wyświetlacz i kiedy zobaczył na nim imię swojego najlepszego przyjaciela odebrał od razu.
Z Niallem znali się od kilku lat, co ciekawe najpierw poznał jego dziewczynę Samanthę Hackett, która była jedną z najbardziej rozpoznawalnych modelek w Europie. Sam była inteligentna i naprawdę piękna, ale sława nie uderzyła jej do głowy, więc pasowali z Niallem do siebie idealnie.
- Cześć Nialler, co tam? - zapytał.
- Harry! - Usłyszał poważny głos Nialla. Nie zdarzało się to często, chyba, że chodziło o jego pracę. - Mam problem!
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony Harry.
- Dzwonię do ciebie, bo jeszcze studiujesz i może znasz kogoś. W Garden Art Cafe poszukujemy kelnerów, ostatnio obroty tak wzrosły, że ci, których mamy, już nie wystarczają. Nie znasz może nikogo? Najlepiej żeby to był student i ktoś chociaż trochę obyty ze sztuką, bo nasi klienci lubią rozmawiać o sztuce - dokończył.
- Niall! - wykrzyknął lokowaty zapominając gdzie właśnie się znajduje. Kilka par oczu spojrzało na niego dziwnie, ale on w ogóle się tym nie przejął.
- Mam kogoś idealnego, kiedy może przyjść? - zapytał podekscytowany.
- Niech przyjdzie jutro o 10 rano. Skoro ty polecasz, jestem pewien, że to ktoś odpowiedni - dodał Niall. - Kończę Harry, bo Sam przyszła, mamy zaraz iść na kolację - powiedział po czym pożegnali się i zakończyli rozmowę.
Harry wrócił do stolika i odezwał się:
- Przepraszam, dzwonił do mnie przyjaciel. Znasz może kawiarnię Garden Art Cafe?
Louis uniósł wzrok.
- Kto nie zna. - Posłał mu krzywy uśmiech. - Nasi profesorowie i inne sławy z artystycznego podwórka często tam przesiadują, a wszyscy studenci z University of the Arts London zabijają się, żeby móc chociaż podawać im kawę.
Harry znowu nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wykwitł na jego twarzy, od razu też pojawiły się dołeczki.
- Ty nie będziesz musiał się zabijać - powiedział czując się tak, jakby to on sam dawał mu tą pracę. Był pewien, że Louis zostanie zatrudniony od razu.
Louis zaśmiał się.
- Jasne, bo nawet nie próbuję tam startować, odpadłbym w przedbiegach. - Westchnął. - To takie trochę utopijne marzenie.
- Mój przyjaciel Niall jest w tej kawiarni managerem, skończył niedawno studia, a już ma tam pracę, ale mniejsza z tym. Poszukują tam kelnerów i to na wczoraj, bo ich obroty tak wzrosły, że się nie wyrabiają. Jeśli byłbyś zainteresowany, przyjdź tam jutro na dziesiątą rano - dodał jeszcze, prawie podskakując z podekscytowania.
- ...Co? - Niebieskooki przez chwile tępo się w niego wpatrywał, po czym zmarszczył z irytacją brwi. - Hej, dobrze się bawisz? - spytał z wyrzutem, wstając z miejsca. - Dziękuję za oddanie portfela, to znaczyło dla mnie naprawdę dużo. Musze wracać do pracy.
- Louis, zaczekaj. - Harry delikatnie zacisnął dłoń na jego nadgarstku. - Dlaczego miałbym żartować w takiej sprawie? Jeśli mi nie wierzysz, to proszę, tutaj mam wizytówkę managera kawiarni Nialla Horana - powiedział kładąc kartonik na blacie. - Zadzwoń do niego i zapytaj o pracę dla kelnerów, a jeśli zapyta skąd o tym wiesz, podaj moje imię i nazwisko - dodał jeszcze.
Jak bardzo ktoś musiał go skrzywdzić skoro był tak nieufny? Harry'emu zrobiło się przykro, ze ktoś mógł tak źle potraktować tego uroczego chłopaka.
Lou jeszcze chwilę patrzył na swoją dłoń w uścisku chłopaka, po czym ją wyrwał.
- Do widzenia - powiedział tylko.
            Kartonik z imieniem i numerem telefonu odważył się wziąć dopiero, gdy Harry wyszedł z baru. Uważnie przestudiował informacje na nim i wsunął go do kieszeni rozglądając się na boki. Nie musiał przecież dzwonić, prawda? Wróci do domu i pomyśli. Zresztą i tak miał wykłady. Westchnął i wziął się za mycie sterty kufli, które Zayn złośliwe mu zostawił.

            Harry nie miał złych intencji, chciał pomóc Louisowi, a jego reakcja zabolała go bardziej niż się spodziewał. Przez chwilę zastanawiał się czy nie zadzwonić do Nialla, ale w porę przypomniał sobie, że są przecież z Samanthą na romantycznej kolacji. Nie mógł im zawracać głowy swoimi problemami.
Będąc już w domu mimo dość wczesnej pory wziął prysznic po czym ułożył się w miękkiej pościeli próbując zasnąć, co okazało się nie takie proste.

            Zmęczony Louis wrócił do domu trochę przed piątą rano. Niby bar zamykali o trzeciej, ale musiał jeszcze posprzątać, a potem poczekać na pierwsze metro i wrócić do domu. Wizytówka Horana niemal wypalała mu dziurę w kieszeni, ale ostatecznie postanowił zadzwonić do niego przed wykładami. Może udałoby mu się przesunąć godzinę spotkania?
            Jego współlokatorzy znowu się kłócili, więc mógł wykonać telefon dopiero na uczelni. Odetchnął głęboko wsłuchując się w sygnał połączenia.
- Halo? - Usłyszał w słuchawce głos z wyraźnym irlandzkim akcentem. W tle było słychać rozmowy i stukot naczyń.
- Uhm, ja... - Louis się zaciął. Przełknął ślinę, zaczynając bawić się nitką wystającą z dziury na kolanie w jego dżinsach. - Czy rozmawiam z panem Niallem Horanem?
- Tak, przy telefonie.
- Dzwonię w sprawie pracy. Ponoć poszukujecie... kelnerów? - dodał niepewnie.
- Och, to ciebie polecał Harry. Tak, poszukujemy kelnerów, na wczoraj, dlatego jeśli możesz przyjść na rozmowę o dziesiątej, byłoby świetnie.
- Polecił mnie? - spytał zdziwiony, po czym zreflektował. - Uhm, mam wykłady do dwunastej - mówił cicho, świadom, że prawdopodobnie już nie dostanie tej pracy. - Jeśli to nie byłby problem... mógłbym przyjechać później?
- Oczywiście, czy zdążysz przyjechać na trzynastą?
- Myślę, że tak. Dziękuję bardzo - powiedział, wciąż niepewny. - To jest na Brown Hart Gardens?
- Dokładnie, kawiarnia znajduje się niedaleko sklepu Victoria's Secret.
- Będę szukać. - Lou uśmiechnął się, zastanawiając się skąd facet może wiedzieć gdzie znajduje się taki sklep. - Dziękuję, do zobaczenia.
- Do zobaczenia, gdybyś nie mógł znaleźć kawiarni, zadzwoń wyjdę po ciebie - powiedział, kończąc tym samym rozmowę.

            Louis uśmiechnął się, wpatrując się z niedowierzaniem w telefon, zanim zerwał się i pobiegł na wykład. Może w końcu coś zacznie mu się układać.
            Dzień straszliwie mu się dłużył, a kiedy profesor skończył ostatnie zajęcia, był pierwszym, który wychodził z sali, chociaż zazwyczaj to on zostawał najdłużej. Udało mu się złapać metro w stronę Bond Street i parę minut przed trzynastą stanął u drzwi Garden Art Cafe. Odetchnął kilka zanim pociągnął za klamkę. Wnętrze było nowoczesne, przestronne i bardzo jasne, głównie dzięki przeszklonym ścianom. Rozglądał się z podziwem, obserwując ludzi cicho rozmawiających przy stolikach, Było zupełnie inaczej niż w Nightjar.
Po chwili jedne z drzwi się otworzyły i wyszedł z nich młody mężczyzna o farbowanych blond włosach. Rozejrzał się po kawiarni i zauważając Louisa podszedł do niego z przyjaznym uśmiechem.
- Louis Tomlinson? - zapytał.
- Uhm, tak. - Podał mu rękę. - To chyba z panem rozmawiałem przez telefon? - spytał rozpoznając jego akcent.
- Tak - powiedział uśmiechając się lekko. - Usiądźmy przy jednym ze stolików, nie znoszę swojego biura. - Parsknął śmiechem. - Czego się napijesz? - zapytał.
- Herbata będzie w porządku. - Optymizm blondyna zaczął mu się udzielać, bo minimalnie się rozluźnił. Chłopak wydawał się w porządku, chyba nie było tak źle, skoro się uśmiechał. Usiadł przy jednym ze stolików, naciągając rękawy swetra na dłonie.
Niall porozmawiał z jedną z kelnerek, która po chwili przyniosła herbatę i talerzyki z ciastem.
- Spróbuj tego ciasta, jest fantastyczne - powiedział od razu wbijając widelczyk w swój kawałek. - Co studiujesz? - zapytał po chwili ciszy.
- Aktorstwo, jestem na ostatnim roku - powiedział biorąc kawałek ciasta na widelczyk. - Rzeczywiście fantastyczne - przyznał, kiedy już połknął.
- Aktorstwo? To świetnie, przychodzi tutaj wiele osób, które chcą porozmawiać o sztuce. A jakie masz doświadczenie? - zapytał, ciekaw czy chłopak pracował gdzieś wcześniej.
- Pracuję w Nightjar. Jestem tam kelnerem i barmanem, kiedy jest większy ruch. Pracuję głównie na noce, wciąż jeszcze studiuję.
- Byłem tam kiedyś. - Niall przeczesał w roztargnieniu swoje włosy. - Jest tam taki barman Zain? Cholernie wkurzający typek no i homofob, czego nie toleruję. No, ale ja nie o tym, powiedz mi kiedy i w jakich godzinach kończysz zajęcia? - zapytał wstając, a po chwili wrócił z notesem i długopisem w dłoni. - Zawsze je gubię. - Zaśmiał się pod nosem.
- Uhm, taa - przytaknął Louis, aż za dobrze znając zachowanie Zayna. - Mam zajęcia tylko w poniedziałki, wtorki i czwartki. Zwykle do dwunastej, ale we wtorki kończę o dziesiątej - powiedział przywołując w myślach swój plan.
- W takim razie czy praca od poniedziałku do piątku od 14 do 22 by ci odpowiadała? W weekendy pracowałbyś od 14 do 22, ale tylko dwa weekendy w miesiącu. Co do wynagrodzenia na początek mogę ci zaproponować 7,80 funta za godzinę, do tego będą jeszcze napiwki, które są oczywiście dla ciebie. Co o tym sądzisz? - zapytał patrząc na niego z oczekiwaniem.
- Ile? - Louis aż zaniemówił. W Nightjar harował na noce, często zostawał po godzinach, a jego wypłata wciąż była poniżej średniej krajowej. Tutaj odd ręki dostawał prawie osiem funtów i wolny co drugi weekend? Ktoś rzeczywiście musiał robić sobie z niego żarty.
Niall jego zdziwienie zinterpretował inaczej.
- Wiem, że to nie jest zbyt wiele, ale gdyby to było inne stanowisko... Natomiast jeśli się sprawdzisz, wcale nie jest wykluczone, że przeniosę cię gdzieś indziej - powiedział uśmiechając się wesoło. - To co, chcesz tutaj pracować? Ach, oczywiście to będzie umowa o pracę, czyli po jakimś czasie będziesz mógł wziąć urlop i masz zapewnione świadczenia zdrowotne. Czy masz do mnie może jakieś pytania?
- Nie, nie o to chodziło! - zapewnił od razu. - To po prostu... Dużo - przyznał ze zdziwieniem. Może w końcu mógłby przenieść się gdzieś indziej, gdzieś, gdzie miałby normalnych współlokatorów. Uśmiechnął się szeroko na tę myśl. - Jasne, że chcę! To byłoby jak spełnienie marzeń! Kiedy mogę zaczynać?
- Od 28 grudnia, bo 27 jest jeszcze Bank Holiday, zaraz uporamy się ze wszystkimi dokumentami, przejdźmy może do mojego gabinetu, którego z całego serca nienawidzę - powiedział śmiejąc się głośno.
- Jasne. - Lou podążył za nim z szerokim uśmiechem.
Uporanie się ze wszystkimi papierami zajęło im trochę czasu, ale w towarzystwie blondwłosego Irlandczyka nie mógł się nudzić. Kiedy wracał do domu metrem, mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że zyskał nowego przyjaciela i nawet kolejne wrzaski współlokatorów nie mogły zepsuć jego humoru. Zepsuł go dopiero fakt, że dostał tę pracę tylko dzięki Harry'emu, a nawet mu nie podziękował. Z poczuciem winy wydobył z kieszeni telefon i zadzwonił do chłopaka z lokami.

            Harry nie spodziewał się telefonu od Louisa, był przekonany, że chłopak nigdy więcej do niego nie zadzwoni.
- Cześć Louis - powiedział z rezerwą.
- Cześć Harry. Masz chwilę, możemy porozmawiać?
- Oczywiście, czy coś się stało? - zapytał z troską.
- Nie. Dzwonię, żeby cię przeprosić. Rozmawiałem dzisiaj z Niallem i dostałem pracę. Przepraszam za swoje zachowanie wtedy w barze.
- Och, to cudownie, że dostałeś pracę, gratuluję Louis - wykrzyknął, jakby to on miał tą pracę, a nie niebieskooki chłopak. - Cieszę się, że ci się udało, naprawdę - dodał ciepło. Co teraz robisz? - zapytał nagle.
- Teraz? Uh, siedzę w domu. Miałem dzisiaj pracować, ale podpisałem już umowę z Garden Art Cafe, więc odpoczywam. Przepraszam, pewnie przeszkodziłem ci w przygotowaniach do Świąt?
- Nie, absolutnie mi nie przeszkodziłeś, prawie wszystko mam już gotowe, tylko... - Harry zawahał się na moment, po chwili jednak kontynuował dalej. - Ja, spędzam w tym roku święta sam i nie wiem może ty, może ty spędzasz je z przyjaciółmi, ale jeśli nie, to może chciałbyś je spędzić ze mną? Prawie cię nie znam, ale cie polubiłem, zrozumiem oczywiście jeśli odmówisz - dokończył cicho.
- Och. - W słuchawce zapadła cisza. - Znaczy... zapraszasz mnie do siebie na Święta?
- Tak - powiedział po prostu. Tak bardzo chciał żeby Louis się zgodził, czuł, że jakiś magnes przyciąga go do tego ślicznego chłopaka.
- Tak, dobrze. Dziękuję Harry... Przygotować coś?
- Nie, spakuj sobie trochę rzeczy i przyjedź do mnie już teraz, będziemy mogli jeszcze dzisiaj ubrać choinkę - powiedział radośnie. - Mam wolny pokój. Mieszkam przy Russell Street. Wiesz gdzie to jest?
- Tę, którą wykupiłeś mi sprzed nosa? - Louis roześmiał się. - Wiem mniej więcej, napisz mi dokładny adres smsem dobrze? Miło będzie spędzić z kimś święta.
- Dokładnie tę - zawtórował mu Harry. - Zaraz jak skończymy, wyślę ci adres. Mnie też będzie miło spędzić święta z kimś tak uroczym jak ty. Do zobaczenia Lou - powiedział miękko i rozłączył się.

            Louis położył się na łóżku, układając telefon na poduszce obok siebie. Pierwsze święta od śmierci rodziców, które spędzi z kimś. Może w końcu jego urodziny będą choć trochę radośniejsze. Harry w tym czasie zajął się przygotowaniem czegoś do zjedzenia, kiedy przyjdzie do niego Louis. Szybko zrobiło się ciemno i zaczął prószyć śnieg powoli pokrywając zielone świerki w ogrodzie sąsiadów białym puchem. Jego przygotowania przerwał dzwonek do drzwi. Harry jak na skrzydłach poszedł je otworzyć.
- Cześć - powiedział uśmiechając się.
- Cześć. - Louis wcisnął mu w dłonie reklamówkę. - Kupiłem po drodze rogaliki. Wiem, że nie musiałem, ale nie czułbym się dobrze przychodząc z pustymi rękami.
- Dziękuję. Wejdź proszę - powiedział odsuwając się, by Louis mógł wejść.
- Oh, będzie ktoś jeszcze? - spytał widząc ilość jedzenia.
- Nie. - Zielonooki zarumienił się lekko. - Zawsze robię wszystkiego zbyt wiele - powiedział nie patrząc na niego.
Po chwili odwrócił się jednak i wyjął z lodówki niewielki torcik. Była wetknięta w niego mała świeczka z cyfrą 24. Na torcie był też napis: Wszystkiego najlepszego.
Zaskoczony chłopak wpatrywał się w ciasto. Oczy niebezpiecznie się zaszkliły.
- S.skąd wiedziałeś? - spytał cicho.
- Ja, ja znalazłem tą datę jak szukałem twojego numeru telefonu w twoich dokumentach w portfelu. Chciałem sprawić ci przyjemność - dodał łagodnie.
Kilka łez spłynęło po policzkach Niebieskookiego.
- Od dawna nie obchodziłem urodzin. To najlepszy prezent, jaki mógłbym dostać.
Harry ciasno objął go ramionami.
- To tym bardziej jestem szczęśliwy, że mogłeś poczuć się choć trochę lepiej. - Pogładził jego włosy, które okazały się cudownie miękkie.
Chłopak wtulił nos w jego szyję.
- Mieliśmy ubierać moją choinkę! - powiedział po chwili. - Zapomniałeś już?
- Pamiętam, pamiętam. - Harry odsunął się od niego bardzo niechętnie. - Ale może zanim pójdziemy, zjedzmy coś dobrze?
Lou pokiwał głową.

            Po kolacji zajęli się ubieraniem choinki. Mieli przy tym sporo zabawy nakładając na siebie najróżniejsze ozdoby choinkowe. Owinięty czerwonym łańcuchem Louis próbował zawiesić na czubku choinki gwiazdkę, jednak ze względu na swój wzrost, nie mógł go dosięgnąć. Wbił łokieć w żebra chichoczącego Harry'ego.
- Och, maleństwo, pomóc ci? - zapytał śmiejąc się jak wariat.
- Tylko nie maleństwo! - Fuknął obrażony. - Może sam to zrobisz, wielkoludzie?
Harry, bez ostrzeżenia podniósł Louisa tak, że mógł dosięgnąć do czubka choinki. Niebieskookiemu wyrwał się mało męski pisk.
- Postaw mnie! - krzyknął, spanikowany obejmując mocno chłopaka.
- Spokojnie Lou - powiedział delikatnie. - Zawieś gwiazdę, to cię postawię.
- Postaw mnie teraz! O boże, a co, jak mnie upuścisz? Może nie celowo, ale zdrętwieje ci ręka, będę za ciężki albo coś?
- W porządku. - Zrezygnowany chłopak postawił go na ziemi, po czym wziął z jego ręki gwiazdę zawieszając ją na odpowiednim miejscu.
- Dziękuję. - Louis odetchnął uspokojony. - Nie rób tak więcej, mam lęk wysokości.
- Przepraszam - wymamrotał. - Zachowałem się bardzo nieodpowiedzialnie, jak głupi dzieciak. Mam nadzieję, że nic złego ci nie zrobiłem? - spytał niepewnie.
- Jest w porządku. - Ścisnął jego ramię. - Trochę spanikowałem po prostu. - Zarzucił kawałek swojego łańcucha na jego bark. Właściwie dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak blisko siebie się znajdują.
- To dobrze. - Odetchnął z ulgą. - Chcesz mnie udekorować tym łańcuchem? - Zaśmiał się cicho.
- Jesteś tak ładny, że nie potrzebujesz dodatkowych ozdób - powiedział, muskając jego policzek.
- Tobie też ten łańcuch nie jest do niczego potrzebny - wyszeptał patrząc na jego wąskie usta.
Louis powoli oblizał wargi. Bał się wykonać ruch więcej, był zbyt zastraszony przez Zayna, do tego nie miał pewności, czy Harry go zaakceptuje. Spojrzał jeszcze tęsknym wzrokiem na przystojną twarz Harry'ego po czym obwiązał mu wokół szyi swój łańcuch.
- Skoro tak, mogę się obyć bez niego! - Wyszczerzył się i schylił do pudełka po kolejną ozdobę.
Gest Louisa spowodował, że krew w żyłach Harry'ego zaczęła krążyć znacznie szybciej. Delikatnie wyjął z jego dłoni ozdobę, którą wyjął przed chwilą, pochylił się i przycisnął swoje wargi do wąskich ust Louisa. Ten niemal natychmiast zarzucił mu ręce na szyję, ale dość niepewnie oddał pocałunek. Nie chciał wyjść na desperata, mimo, że pragnął tego niemal od momentu, gdy zobaczył go w sklepie z choinkami.
Harry, czując jego wahanie, pogłębił pocałunek, by stał się bardziej namiętny. Wkrótce poczuł, jak niebieskooki rozluźnia się w jego ramionach, oddając pocałunek z pasją, a palce wplątują się w jego loki. Harry niechętnie oderwał się od tych kuszących ust.
- Ubierzmy szybko tę cholerną choinkę, a potem.... Potem wrócimy do tego co zaczęliśmy - powiedział niskim głosem, w którym można było usłyszeć lekkie podniecenie.
Louis wpatrywał się w niego nieprzytomnym wzrokiem. Pocałował go jeszcze raz i dopiero wtedy puścił.
- Dobrze. - Odetchnął kilka razy odganiając podniecenie. - Uwińmy się z tym szybko. - Sięgnął ozdobę z jego ręki i zawiesił ją na drzewku.
Harry zaczął ubierać choinkę tak szybko jakby od tego miało zależeć jego życie.
Jego podniecenie w najmniejszym stopniu go nie opuściło, a wyobraźnia szalała, pustosząc jego głowę wspaniałymi obrazami Louisa wijącego się pod jego dłońmi i językiem, jęczącego jego imię.
- Cholera! - warknął sfrustrowany. Odsunął wszystkie niepotrzebne im w tej chwili ozdoby na bok i z powrotem przyciągnął do siebie mniejsze ciało chłopaka. - Jesteś tak piękny, tak cholernie mocno na mnie działasz, że nie mogę czekać - wyszeptał miażdżąc jego usta w potrzebującym pocałunku. Ich języki splotły się walcząc o dominację, ale żaden z nich nie chciał zrezygnować.
Louis wsunął palce w czekoladowe loki i pociągnął za nie, jednocześnie wskakując na biodra wyższego chłopaka i oplatając go nogami. Oderwał się od pocałunku by zaczerpnąć oddech i odchylił tym samym swoją szyję. Harry jęknął, czując palce chłopaka w swoich włosach, ich ciała przycisnęły się do siebie, a ich penisy otarły się o siebie wywołując ich ciche westchnienia. Harry zaczął całować jego szyję, co jakiś czas zasysając się na wrażliwej skórze, by zostawić tam cudownie wyglądający ślad.
Nie mógł czekać dłużej, dlatego powoli, by nie zrobić Lou krzywdy ruszył z nim do swojej sypialni. Tam, ostrożnie postawił go na ziemi i zaczął pospiesznie zdejmować z niego koszulkę. Kiedy jego oczom ukazała się delikatna skóra pokryta tatuażami, zaczął całować, lizać i ssać jego klatkę piersiową i obojczyki. Louis westchnął i nie pozostając dłużnym, zaczął rozpinać koszulę Harry'ego. Kiedy wszystkie guziki zostały rozpięte, zsunął ją z jego ramion. Chwilę wpatrywał się w jaskółki wytatuowane pod obojczykami, zanim pochylił się i przesunął po nich językiem. Zaraz po tym cofnął się i opadł na łóżko za sobą.
Harry ukląkł tak, że miał przed twarzą krocze kochanka. Zdjął mu skarpetki, potem pozbył się jego spodni zostawiając go w samych bokserkach. Polizał go przez bieliznę napawając się jego ciężkim zapachem podniecenia.
Louis zakręcił biodrami, chwytając w dłonie kołdrę i zaciskając na niej pięści. Odetchnął cicho układając się wygodniej.
- Też... się rozbierz - wymamrotał zarumieniony. Nie chciał być jedynym bez spodni.
Harry bez skrępowania wstał i stanął tak, by niebieskooki miał doskonały widok na to, co robił. Przesunął dłońmi po swoim ciele, po ramionach i bokach, potem jego dłonie przesunęły się na klatkę piersiową, syknął z przyjemności kiedy zahaczył o swoje twarde już sutki.
Pomasował się przez spodnie wzdychając cicho z podniecenia. Zsunął powoli z siebie spodnie, skarpetki a także bokserki, na których widniała już spora plama wilgoci. Przesunął ręką po swoim twardym penisie zbierając z główki kilka kropel prejakulatu.
- Chcesz spróbować kochanie? - zapytał patrząc mu prosto w oczy.
Lou uniósł się na łokciach wpatrując się w sztywnego penisa. Pokiwał głową, nie spuszczając z niego wzroku i oblizał usta. Powoli przysunął się do krawędzi łóżka. Zerknął nieśmiało z dołu na Harry'ego.
- Ja - odchrząknął, pozbywając się chrypy z głosu - jeszcze nigdy nie...
Harry powoli wspiął się na łóżko i przesunął w głąb, układając się na nim wygodnie, po czym przyciągnął Louisa tak, by ten mógł się na nim położyć. Oplótł go ciasno ramionami składając na jego twarzy drobne i czułe pocałunki.
- Och skarbie - wyszeptał miękko. - Czuję się wyróżniony, że swój pierwszy raz chcesz przeżyć właśnie ze mną. Postaram sie sprawić, by było ci dobrze. - Pocałował go delikatnie w usta po czym ułożył sie wygodnie spoglądając na niego wyczekująco.
Louis niepewnie podsunął się do penisa chłopaka. Wciąż bał się, że zrobi coś źle, ale przełykając strach, wysunął język i polizał na próbę członek przed sobą. Skóra była ciepła i delikatna. Wziął w usta sam czubek, uważnie obserwując reakcje Harry'ego. Ten jęknął z rozkoszy czując wilgotny i gorący język na swojej męskości. Pogładził włosy Louisa by pokazać mu, że to co robi sprawia mu przyjemność. Zachęcony tym gestem wziął w usta więcej penisa zaczynając go ssać i jednocześnie pocierał dłonią część, której już nie zmieścił. Chciał sprawić mu jak najwięcej przyjemności. Poruszył głową, co było błędem, bo zakrztusił się i niemal natychmiast cofnął.
- Przepraszam - wychrypiał zawstydzony.
- Spokojnie Lou - powiedział łagodnie Harry. - Wszystko jest w porządku. Nie spiesz się, pamiętaj, że dla ciebie też ma być to przyjemne, nie tylko dla mnie.
Louis posłał mu niepewny uśmiech. Nie chcąc znowu się zakrztusić, po prostu owinął dłoń wokół penisa zielonookiego, chcąc dokończyć go ręką. Wpił się zachłannie w jego usta.
Harry przyciągnął Louisa tak, by mógł wygodnie ułożyć się na nim. Odpowiadając na jego pocałunki objął swoją dużą dłonią ich penisy i zaczął je pocierać. Louis jęknął, wczepiając palce w Harry'ego.
- Tak dobrze - wydyszał między pocałunkami.
Harry przyspieszył pocierając mocniej i szybciej. Dźwięki, które wydawał z siebie Louis sprawiły, że chciał słyszeć ich jeszcze więcej. Chłopak wygiął się w łuk jęcząc coś niezrozumiale, gdy nagle, bez ostrzeżenia doszedł w pieszczącą go dłoń. Zarumienił się zawstydzony. Widok dochodzącego Louisa był dla niego tak bardzo pobudzający, że po chwili sam jęknął głośno dochodząc gwałtownie.
Przez chwile trwał w oszołomieniu po czym mocno przytulił do siebie Louisa.
- To było wspaniałe, a kiedy dochodziłeś, byłeś wtedy taki piękny - wyszeptał całując go czule.
- Ja... tak szybko - wymamrotał Louis. Ufnie wtulił się w większe ciało kochanka czekając na to, co miało nadejść.
- Kochanie, dzisiaj na tym poprzestaniemy. - Uśmiechnął się do niego uspokajająco.
- Obaj jesteśmy już trochę zmęczeni, poza tym chciałbym żeby twój pierwszy raz był idealny.
Niebieskooki uśmiechnął się i odetchnął z wyraźną ulgą. Zaraz też zreflektował się.
- Oh, nie miałem na myśli nic złego! - zapewnił, obawiając się, że Harry pomyśli, że nie chce uprawiać z nim seksu. - Ja po prostu... boję się...
- Wiem Lou, wiem i dlatego nie naciskam, mamy czas - powiedział delikatnie, przeczesując palcami jego miękkie włosy. Zastanawiał się kto go tak skrzywdził, że teraz jest taki nieufny wobec innych. - Mogę cię o coś zapytać? - spytał delikatnie Harry.
- Mmm? - wymruczał kreśląc palcem wzory na jego klatce piersiowej. Czuł się odprężony i rozleniwiony.
- Wiem, że prawie się nie znamy, ale widzę jak bardzo jesteś niepewny siebie i nieufny, zastanawia mnie to z czego to wynika. Mogę tylko podejrzewać, że ktoś cię skrzywdził albo nadal to robi. Chciałbym ci pomóc, bo martwię się o ciebie, chcę się o ciebie troszczyć, oczywiście jeśli nie chcesz mówić, to nie musisz, nie chcę cię do niczego zmuszać.
Louis poruszył się niespokojnie.
- Ty też byłbyś niepewny, kiedy na każdym kroku ktoś by cię krytykował - powiedział z urazą. - Nie miałem znikąd wsparcia, musiałem pracować, a Zayn... Zresztą sam widziałeś. - Wzruszył ramionami.
- Lou, ja, ja przepraszam, nie chciałem żebyś poczuł się źle, nie będę cię już o nic wypytywać, obiecuję - powiedział próbując powstrzymać łzy. Jak zwykle coś spieprzył, wiedział to. Zawsze musiał za dużo gadać, jak zwykle.
- Spokojnie, przywykłem - powiedział z goryczą.
Harry'ego coś ścisnęło w piersi na te słowa.
- Jeszcze raz bardzo cię przepraszam. - Harry przycisnął Louisa mocniej do swojego ciała. Chciał mu w ten sposób pokazać, że nie jest taki jak ci, którzy go krzywdzili. Ten ufnie wtulił się w jego ciało.
- Jest w porządku, naprawdę. - Pocałował jego obojczyk. - Daj mi po prostu trochę czasu.
- Oczywiście skarbie, na wszystko mamy czas. To co, chyba czas na prysznic? - zapytał.
- Tak, zdecydowanie - powiedział wyplątując się z ramion kochanka. - Prowadź!
Wychodząc z sypialni uśmiechnął się do niebieskookiego chłopaka po czym skierował się do łazienki.

Po gorącym i odprężającym prysznicu wrócili do sypialni i ubrali się w wygodne rzeczy.
- Masz ochotę na jakiś film? - zapytał kiedy szli do salonu.
- Zobaczmy, co jest w telewizji. - Skinął głową. - Ale tylko jeśli masz mince pies.
- Jak mógłbym tego nie mieć? Sam je zrobiłem - powiedział szczerząc się do niego głupio.
- Sam coś zrobiłeś? - spytał podejrzliwie. - Tylko nie mów, że to chipsy warzywne.
- Skąd wiedziałeś? Kocham chipsy warzywne. - Harry nie wytrzymał długo i roześmiał się głośno. Wstał z kanapy oddając pilota Louisowi po czym udał się do kuchni. Tam przygotował czekoladę na gorąco, do tego wziął babeczki i zaniósł to wszystko do salonu stawiając na stoliku obok kanapy.
- Harold! - krzyknął Louis uderzając go w ramię. - Naprawdę myślałem, że przyniesiesz chipsy warzywne. - Zaczął się śmiać. Mince pies! Nie pamiętam już kiedy je jadłem...
Harry ciągle się zaśmiewając sięgnął po kubek z czekoladą.
- Lewis, jestem ciekaw czy są dobre, wiesz... - Zachichotał upijając łyk gorącego napoju.
- Nie nazywaj mnie Lewis! - obruszył się, sięgając po babeczkę. - Hm, jadałem lepsze. - Pokazał mu język.
- Ranisz moje serce! - Harry westchnął dramatycznie.
- Cóż, trudno. - Wzruszył ramionami, wpychając do ust kolejną porcję wypieku. - Jak zrobisz lepsze, to pochwalę - powiedział, rozkładając się na kanapie.
- Chciałbyś - Harry w bardzo dorosły sposób pokazał mu język, po czym zajął się swoją porcją.
- Lou. - Harry odezwał się po jakimś czasie oglądania. - Jest jeszcze wcześnie, pójdziesz ze mną na spacer?
Chłopak spojrzał na niego i uśmiechnął się promiennie. Wstał z kanapy.
- Jasne! Jest tak ładnie biało na zewnątrz! Może ulepimy bałwana? - Cieszył się, idąc już w stronę korytarza po czapkę i kurtkę. Harry patrzył jak zaczarowany na uśmiech Louisa. Wyglądał pięknie.
            Kiedy wyszli na zewnątrz zimowy krajobraz zapierał dech w piersiach z wrażenia. Było cicho i biało, śnieg tworzył piękny obraz.
Ostrożnie przysunął się do Louisa i nieśmiało splótł swoją dłoń z tą należącą do tego cudownego chłopaka. Jego malutka dłoń idealnie pasowała do tej większej Harry'ego. Louis posłał mu ciepły uśmiech i zacisnął palce na jego dłoni.
- Zimno - wymamrotał, przysuwając się bliżej i pociągnął go za sobą.
Harry przycisnął Louisa do swojego boku, chciał mieć go przy sobie najbliżej jak to tylko możliwe.
Przez dłuższy czas szli w przyjemnej ciszy, aż w pewnym momencie zobaczyli idącą w ich stronę osobę, której absolutnie w tej chwili nie chcieli widzieć.
- A kogóż my tu mamy? - Zayn roześmiał się, zastępując im drogę. Puścił dłoń wysokiej dziewczyny z pucołowatą twarzą i założył ręce na biodra. - Gigi, patrz, to pedał, z którym pracuję! - Louis wyrwał dłoń z uścisku Harry'ego. Schował obie do kieszeni, spuszczając głowę.
W Harrym zawrzało z wściekłości. Nie mógł sobie jednak pozwolić na jakiekolwiek bójki z wielu powodów. Cieszył się, że ma tak wspaniałego przyjaciela. Niall wraz z Samanthą zdobyli ciekawe informacje na temat Zayna. To był idealny moment by wykorzystać tą wiedzę.
- Gigi - odezwał się zielonooki zaskakując tym wszystkich. Dziewczyna milczała, spoglądając na niego wyczekująco. - Czy wiesz, że twój chłopak ma na swoim koncie próbę gwałtu na młodym chłopaku w dodatku niepełnoletnim? Myślę, że nie jest on tak bardzo hetero jak sam twierdzi.
Gigi zamrugała nieco bezmyślnie oczami i odsunęła się.
- Próba gwałtu? Co? - Powiodła wzrokiem od Harry'ego do swojego chłopaka. - Zayn? - wypiszczała.
Mulat zignorował ją. Wpatrywał się nienawistnie w Louisa.
- Skąd to wiesz, pedale? - wysyczał.
Harry instynktownie przysunął się jeszcze bliżej Louisa, nie dotykał go, bo wiedział, że tamten wpadłby w panikę, ale chciał mieć pewność, że Malik nie zrobi mu krzywdy.
- Richard Adams, dokładnie ten sam prokurator, który miał ogromną ochotę wsadzić cię do więzienia, ale miałeś niestety za dużo szczęścia. Tak się składa, że robiłem zdjęcia na ślubie jego córki, która przyjaźni się z dziewczyną mojego przyjaciela. Jak myślisz, pan Adams na pewno ucieszy się, gdy mu powiem co robisz Louisowi?
Zayn zacisnął pięści i podszedł bliżej do chłopaka.
- Czego chcesz?!
- Och, to bardzo proste. - Harry uśmiechnął się złośliwie. - Przede wszystkim raz na zawsze odczepisz się od Louisa i przestaniesz go prześladować, dopilnujesz też żeby Louis miał spokój na uczelni. Jeżeli tego nie zrobisz, a dowiem się o tym jaka będzie prawda nie tylko od Lou, to jeszcze tego samego dnia pan Adams dowie się o wszystkim co robiłeś w ostatnim czasie. - Spojrzał na niego z nienawiścią i dodał jeszcze: - Za to co robiłeś przez tyle czasu Louisowi mam nadzieję, że kiedyś odpowiesz. Nie zasługujesz na nic dobrego od nikogo, bo sam jesteś nikim.
Louis oblizał wargi przysuwając się bliżej do Harry'ego. Od śmierci rodziców nikt nigdy nie stanął w jego obronie. Łzy zakręciły mu się w oczach, to było takie kochane. Poczuł się potrzebny i doceniony, ważny. Przytulił się do jego pleców. Zayn natomiast podszedł kilka kroków bliżej.
- Szantażujesz mnie? - wysyczał w stronę chłopaka z kręconymi włosami.
Harry pogładził delikatnie dłoń Louisa, po czym zwrócił się do Zayna.
- Ja tylko ci dobrze radzę - powiedział twardo patrząc mu w oczy.
- Jest wystarczająco wiele dowodów na uczelnianym monitoringu i w tym barze, żeby pociągnąć cię do odpowiedzialności karnej. To co Malik, jaka jest twoja decyzja? Nie mam nieskończenie wiele czasu na pogawędki z tobą - parsknął śmiechem Harry patrząc na niego z pogardą.
Zayn zmełł przekleństwo w ustach, odwrócił się na pięcie i odszedł. Gigi stała jeszcze na przez chwilę mrugając, po czym podążyła za Mulatem.
Louis odetchnął płaczliwie.
- Dziękuję Harry.
- Kochanie, już wszystko dobrze, ten idiota nigdy więcej cię nie skrzywdzi.
Harry nie przejmując się niczym mocno przytulił mniejszego chłopaka do siebie, gładząc uspokajająco jego plecy.
- Wracajmy do domu, skarbie - powiedział miękko chwytając go za rękę i prowadząc w stronę budynku.
Louis pokiwał głową i bez słowa podążył za nim.
W mieszkaniu kiedy się rozebrali Harry zaprowadził Louisa do salonu po czym okrył go szczelnie dużym i ciepłym kocem.
- Za chwilę wrócę - powiedział kierując się do kuchni.
Pojawił się kilka minut później z dwoma parującymi kubkami kakao. Postawił je na stoliku, po czym ułożył się na kanapie tak, by Louis był przytulony do jego ciała. Chłopak od razu wtulił się w niego wzdychając cicho.
- Przepraszam, to wszystko przeze mnie.
- Louis, spójrz na mnie - poprosił łagodnie, a kiedy niebieskie oczy spotkały się z zielonymi Harry mówił dalej. - Nie ma w tym żadnej twojej winy, nie wiem dlaczego tak uważasz, ale nikt nie ma prawa prześladować cię za to kim jesteś i kogo chcesz mieć za partnera. Dla mnie jesteś idealny - wyszeptał uśmiechając się delikatnie.
Louis odwzajemnił uśmiech przytulając się do niego. W ramionach wyższego chłopaka czuł się bezpieczny i zrelaksowany.
- To co teraz robimy? - zapytał Harry kiedy prawie przysypiał.
- Poleżymy jeszcze trochę, a potem coś zjemy? - zaproponował.
- Mmm - wymamrotał Harry całując delikatnie różowe usta Louisa.
Ten natychmiast się w niego wtulił, oddając pocałunek. Oderwał się of niego po dłuższej chwili i roześmiał się.
- Dobrze mi z tobą.
- Mnie z tobą też. - Harry uśmiechnął się do niego z czułością. - Czuję się tak, jakbym dostał najwspanialszy prezent, ciebie. Jesteś piękny, inteligentny, wrażliwy, po prostu idealny.
Zarumieniony chłopak, uderzył go w ramię, chociaż w duchu musiał przyznać, że cieszyły go komplementy. Zawsze był zdany na siebie, nauczył się samodzielności, ale jego serce drżało za każdym razem, gdy słyszał miłe słowa pod swoim adresem.
- Skąd wiesz to o Zaynie?
- No cóż, po twojej rozmowie z Niallem, zadzwonił do mnie żebym przyszedł do kawiarni. Tam Samantha, jego dziewczyna wspominała o jakimś Zaynie, którego nie znosi jej przyjaciółka i po rozmowie z nią dowiedzieliśmy się tego, co dzisiaj mówiłem. Mam nadzieję, że teraz dadzą Ci spokój. Louis! - Spojrzał na niego poważnie. - Proszę cię, jeśli cokolwiek złego będzie ci zagrażać, zadzwoń albo do mnie albo do Nialla dobrze? Wiem, że jesteś samodzielny i to nie jest objaw słabości, tylko zdrowego rozsądku. Nie chcę żebyś się niepotrzebnie narażał. Obiecaj mi to - powiedział stanowczo.
            Louis patrzył na niego przez chwilę, po czym potrząsnął głową, aby przydługa grzywka zakryła formujący się na jego twarzy uśmiech. Harry był taki kochany!
- Dobrze, nie będę się narażał. Poza tym... I tak już tam nie pracuję. - Przesunął dłonią po jego ramieniu. - Dzięki tobie... Tyle już dla mnie zrobiłeś... aż mi głupio.
            Patrząc na Louisa, Harry zapragnął go wziąć tu i teraz. Pocałował go wygłodniale, z dzikością i pasją. Chłopak natychmiast objął go ramionami za szyję oddając pocałunek. Też go pragnął.
            Tej nocy kochali się namiętnie dając upust swoim pragnieniom. Nie przeszkadzała im niewygodna kanapa, liczyło się to, że byli tak blisko siebie. Zasnęli spełnieni, wtuleni w swoje ciała z nadzieją, że kolejne dni spędzą razem, że nie będą to ich ostatnie wspólne święta.


koniec.

4 komentarze:

  1. To trochę szkoda tego "koniec" tak przydałoby się więcej.:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Safira Luna Blacke,
      Skoro piszesz, że szkoda, że to koniec, wnioskujemy, że się podobało. Dziękujemy za komentarz :)

      Usuń
  2. Cukierkowe ale z świetną fabułą.... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej olesia :)
      Tak, zdecydowanie cukierkowe, jak to świąteczne opowiadania bywają. Dziękujemy bardzo za komentarz :)

      Usuń

komentarze karmią wenę ;) dziękujemy za każde napisane słowo! ;3